Wycieczkę zaczęliśmy w Błoniu, czyli jednej z najstarszych osad na Mazowszu. Dojeżdżając od strony Warszawy mija się tereny dawnego grodziska (datowanego na XI-XIII w.), które stanowiło siedzibę książąt mazowieckich.
Wyruszyliśmy spod ratusza (zbudowanego według projektu Henryka Marconiego). Kawałek dalej trafiliśmy na nowo zaprojektowany park „Bajka”, zapełniony rodzinami korzystającymi z jego atrakcji (np. wielkich leżaków, szachów, boisk do gry w bule, krzywych zwierciadeł, siłowni, placów zabaw i innych).
Park znajduje się na tyłach domu kultury. Tuż obok stoi dworek „Poniatówka” (zabytek z XVIII/XIX w.), który niestety był akurat remontowany.
Przejeżdżając dalej przez miejscowość Pass, minęliśmy pałac z ok. 1830 r.
Spory kawałek naszej trasy prowadził wzdłuż rzeki Utraty.
Wkrótce dotarliśmy do wsi Paprotnia, gdzie mieści się klasztor Franciszkanów Niepokalanów, założony przez Maksymiliana Kolbego. Po II wojnie światowej i śmierci o. Kolbego w Oświęcimiu, kościół stał się sanktuarium, które masowo odwiedzać zaczęli pielgrzymi.
W klasztorze, oprócz prowadzonego przez zakonników wydawnictwa, radia i telewizji, działa również ochotnicza straż pożarna. Bardzo prawdopodobne, że jest to jedyna w Polsce drużyna, w której strażacy wyjeżdżają na akcje w habitach…
Przez teren wokół sanktuarium zmuszeni byliśmy przejść piechotą, ponieważ odbywał się akurat odpust, tłumnie odwiedzany przez okolicznych mieszkańców. Przedzierając się przez stoiska z kolorowymi wiatraczkami, watą cukrową i innymi odpustowymi atrakcjami, posililiśmy się jeszcze obwarzankami i ruszyliśmy dalej.
Przy torach na tutejszej stacji kolejowej podeszliśmy jeszcze do figury Matki Boskiej Niepokalanej, ocalałej podczas wysadzenia przez polskich partyzantów niemieckiego pociągu.
W pobliskim Teresinie wjechaliśmy z kolei na teren parku przy pałacu Epsteinów. Rodzina ta była jedną z najbogatszych w czasach Królestwa Polskiego (byli to bankierzy). Pałac postanowiono wznieść w stylu francuskiego neorenesansu i neobaroku.
Natomiast w parku oglądać można wiele pięknych i okazałych drzew.
Przejeżdżając przez Szymanów minęliśmy neobarokowy kościół.
A kawałek dalej przejechaliśmy koło domu matki malarza Józefa Chełmońskiego.
Następnie dotarliśmy do pałacu Lubomirskich (XVIII/XIX w.). Od 1902 r. kompleks należy do Sióstr Niepokalanek, które prowadzą tu prywatne gimnazjum i liceum
Z Szymanowa kierowaliśmy się dalej na Guzów. Niestety całą dotychczasową jazdę mocno utrudniał nam silny wiatr wiejący prosto w twarz… Na szczęście wkrótce zrobiliśmy sobie kolejny przystanek, aby obejrzeć pałac należący kiedyś do rodziny Ogińskich. Słynny kompozytor, autor m.in. poloneza „Pożegnanie Ojczyzny” urodził się tu w 1765 r.
Budynek pałacu był później (kiedy nabyła go rodzina Sobańskich) przebudowywany na wzór francuskich zamków znad Loary. Wewnątrz znajdowały się stylowe meble, rzeźby i obrazy wybitnych malarzy (np. Jana Matejki czy Olgi Boznańskiej).
Niestety podczas II wojny światowej pałac został zajęty, a następnie rozgrabiony i zniszczony przez niemieckie kwatermistrzostwo. Podobno w 1939 r. sam Hitler urządził tutaj raut, świętując podpisanie aktu kapitulacji Warszawy. Później weszła tu również Armia Czerwona.
Po wojnie w pałacu mieściło się jeszcze biuro cukrowni. Budynek nie był remontowany, popadał w coraz większą ruinę. Obecnie znajduje się znowu w rękach rodziny Sobańskich i czeka na gruntowny remont.
Przy pałacu znajduje się także kaplica pw. św. Feliksa.
Na tyłach pałacu, za ogrodem trafiliśmy jeszcze na cmentarz i głaz upamiętniający żołnierzy I wojny światowej.
Wracając do Błonia zahaczyliśmy jeszcze o miejscowość Wiskitki, powstałą w XIII w. i będącą celem wypraw łowieckich królów Polski.
Teraz mogliśmy już znacznie zwiększyć tempo, jako że jechaliśmy wreszcie z wiatrem. Dodatkowo motywowały nas złowieszcze chmury gromadzące się nad naszymi głowami. Do Błonia udało się nam dotrzeć szczęśliwie na sucho, a kolorowe niebo dostarczyło nam wiele estetycznych wrażeń.
Wycieczkę zakończyliśmy oczywiście pizzą, w restauracji przy rynku – polecamy to miejsce 🙂
Chcieliśmy jeszcze dodać, że tuż po naszym posiłku, kiedy wsiadaliśmy już do samochodu, zaczęło właśnie kropić. Wyjeżdżając z Błonia, na niebie pojawiła się piękna ogromna tęcza. Nasza trasa do domu prowadziła prosto na nią, a następnie ku jej końcowi – gdzie oczywiście trzeba szukać ukrytego skarbu 🙂 . Dodatkowe efekty wizualne zapewniały przelatujące przez nią samoloty z pobliskiego lotniska Okęcie…
W ten sposób wycieczka po tutejszej okolicy zostanie przez nas na pewno zapamiętana na długo!