W ostatni dzień sierpnia wybraliśmy się na małą przejażdżkę. Nie mieliśmy dużo czasu do dyspozycji, więc postanowiliśmy przejechać się niedaleko domu.
Na początek ulicą Przyczółkową, popularną wśród weekendowych rowerzystów, udaliśmy się w stronę Powsina, gdzie odbiliśmy w lewo w stronę Bielawy. Jadąc przez pola cieszyliśmy oczy widokiem zachwycających słoneczników…
i nie mniej zachwycającej kapusty.
Za Obórkami minęliśmy ujście Jeziorki. Kawałek dalej przeszliśmy przez wał i zatrzymaliśmy się nad Wisłą.
Po drugiej stronie rzeki przechadzały się czaple siwe kontemplując uroki otaczającej je przyrody.
Ulegliśmy chwili i biorąc przykład z ptaków, również zaczęliśmy przechadzać się po brzegu…
i kontemplować otaczającą nas faunę i florę.
Dalsza droga prowadziła na południe wzdłuż Wisły, jednak już w Gassach z wielkim żalem oddaliliśmy się od rzeki, aby przez Słomczyn i Szymanów, przecinając Chojnowskie Lasy, dostać się do Konstancina. To podwarszawskie uzdrowisko znane ze swoich solankowych tężni odwiedzaliśmy już wielokrotnie. Tym razem naszą uwagę zwróciła jedna z niszczejących willi.
Ponieważ czas płynął nieubłaganie, musieliśmy czym prędzej wracać. Wycieczkę oczywiście zakończyliśmy pizzą.